Jeszcze do lat 80. ubiegłego wieku wody z Morza Północnego wpływały do Bałtyku co dwa-pięć lat. Kolejne wlewy odnotowano w 1993 i 2003 roku. Jest to dowodem na to, że ta pożądana życiodajna (słona i dobrze natleniona) wodna wpływa do naszego akwenu coraz rzadziej. Taka sytuacja grozi śmiercią dna Bałtyku. W wielu naukowych publikacjach zobrazowano beztlenowe strefy, w których nie żyje nic poza bakteriami i nicieniami. Te miejsca powstają na dużych głębokościach, gdzie woda kiepsko miesza się z dobrze natlenionymi warstwami powierzchniowymi. Stojącą warstwę wody może poruszyć np. zamarzanie warstw powierzchniowych podczas ostrej zimy. Wtedy z lodu wytrąca się solanka, która następnie opada na dno. Niestety, z powodu globalnego ocieplenia Morze Bałtyckie ostatnio nie zamarza. Na dodatek gaz słabiej rozprowadza się w cieplejszej wodzie, przez co w głębinach powstaje tzw. przyducha, gdzie ryby giną z powodu braku tlenu. Dlaczego wlewy z Morza Północnego są coraz rzadsze? Naukowcy sądzą, że może być to związane ze zmianą cyrkulacji atmosferycznej, która została spowodowana przez globalne zmiany klimatyczne. Aby doszło do wlewu, na naszym akwenie powinien gwałtownie zmienić się kierunek wiatru. Z początku, przez dłuższy czas powinno mocno wiać ze wschodu. Umożliwi to wypchnięcie wody z Bałtyku. Zaraz potem musi zawiać z zachodu, wtedy napłyną duże ilości wody z Morza Północnego. Niestety, takie sytuacje są niezwykle rzadkie, a ocieplenie klimatu sprawia, że nasz akwen zaczyna przypominać Morze Czarne, którego górna część jest dobrze wymieszana przez sztormy i natleniona, a poniżej 200 m rozciąga się strefa śmierci. Przed lat radziecki uczony chciał odciąć Bałtyk od Cieśnin Duńskich aby zrobić z niego słodkie jezioro. Obecnie bez wlewów świeżej wody ten plan może zostać wprowadzony w życie przez samą naturę. Jedynym ratunkiem dla Bałtyku są wlewy wody powierzchniowej z Morza Północnego, która dotrze do dużych głębokości. Na szczęście słona woda ciągle do nas napływa w mniejszych ilościach. Jednak jest to za mało samoistnie utrzymać populację dorsza. Ikra tych tryb rozwija się przy dnie i potrzebuje odpowiednio niskiej temperatury, natlenienia i zasolenia. Dzięki najnowszemu wlewowi dorsze będą mogły wreszcie odżyć. Woda z Morza Północnego jest także potrzebna tzw. gatunkom reliktowym to jest małżom i rybom, które zostały po epoce lodowcowej. Ważna jest także kwestia usuwania opadającej na dno materii organicznej. Dobrze natlenione osady dużo efektywniej czyszczą wodę zanieczyszczeń. Jest to niezwykle istotne gdyż wciąż z pół spływają znaczne ilości nawozów sztucznych i gnojówki z hodowli trzody chlewnej. Przy czym spływ zanieczyszczeń został zredukowany aż pięciokrotnie w ciągu 20 lat. Gdy przeliczymy to na głowę mieszkańca, okaże się, że statystyczny Polak zrzuca teraz do Morza Bałtyckiego dwa razy mniej nieczystości niż Szwed czy Duńczyk… ale jest nas blisko 40 mln i uprawiamy dziesięciokrotnie więcej ziem niż Skandynawowie.
Źródło: www.wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz