Niedawno
w prasie pojawiła się sensacyjna informacja – opisano bowiem zalewie drugi okaz
dziwnego i tajemniczego drapieżnika, zwanego kieszonkowym rekinem. Oba są
niezwykle małe ale ich nazwa nie pochodzi od ich niewielkich rozmiarów, a od
tego, że za płetwami piersiowymi ma dwie kieszonki. Jak dotąd naukowcy nie
ustalili jeszcze dokładnie do czego rekinowi kieszonkowemu są potrzebne, ale
już stworzyli odpowiednią teorię. Pierwszy okaz wyłowiono w 1984 roku z zimnych
wód południowo-wschodniego Pacyfiku w wybrzeży Peru. Była samica o długości 40
cm. To właśnie wtedy ten nowy, nieznany gatunek dostał łacińską nazwę Mollisquama parini. Drugi
osobnik został wyłowiony, w 2010 roku, z głębin ciepłej Zatoki Meksykańskiej.
Był to czysty przypadek, gdyż w tym czasie prowadzone były badania nad
różnorodnością pożywienia kaszalotów. Tym razem był to malutki, mierzący 14,2
cm, samiec. Następnie jako ciekawy obiekt został umieszczony w formalinie.
Minęło pięć lat od tego wydarzenia i dopiero w tym roku udało się go zidentyfikować.
I tym razem uczonych zainteresowały niewielkie zapłetwowe kieszonki. Istnieje
teoria mówiąca, że w chwili zagrożenia bądź podczas polowania z kieszonek Mollisquama
parini wyrzuca niebieski fluorescencyjny płyn, w podobny sposób w jaki robi
to Euprotomicroides
zantedeschia. Płyn ten odstrasza większe drapieżniki
ale też przyciąga ofiary. Możliwe jest także, że zamiast fluorescencyjnego
płynu kieszonkowe rekiny wyrzucają feromony, które przyciągają potencjalnych
partnerów. Inna ciekawostką jaką uraczył badaczy ten niewielki drapieżnik jest
jego świecący brzuch. Podobnie jak wiele ryb kieszonkowy rekin ma na skórze
brzucha tzw. fotofory, czyli wgłębienia emitujące światło. Ryby żyjące w
głębinach wykorzystują je do komunikacji bądź jako kamuflaż i przynętę.
Źródło: wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz